Paul Gauguin – listy do Émile Bernard

Paul Gauguin – listy do Émile Bernard.

[Arles, listopad 1888]

Drogi Bernard,

zapomniałem o liście twego ojca i musiałeś nic z tego nie zrozumieć. Ale tym razem dowiesz się o wszystkim. Mam nadzieję, że nie masz zbyt wielu kłopotów z tymi typami, których zostawiłem szalenie podnieconych; w każdym razie pracujesz i, jak my mówimy, kombinujesz. Obawiam się, że karton nie jest dość trwały pod klej, podobnie jak drzewo, które daje twardą powierzchnię i powoduje łuszczenie się farby. Ale jeśli użyjesz materii giętkiej, jak naklejony na płótno gruboziarnisty papier, który zagruntowany wchłania farbę, uzyskasz bardzo dobre wyniki. W ten sposób robi się dekoracje ścienne i są trwałe.

Dyskutujesz z Lavalem o cieniach i pytasz, czy mam je gdzieś? O tyle, o ile to dotyczy ukazania światła — tak. Przyjrzyj się Japończykom, którzy przecież znakomicie rysują, a zobaczysz życie w plenerze i na słońcu bez użycia cieni. Posługują się oni barwą jedynie jako kombinacją tonów, różnorodnymi harmoniami dającymi wrażenie gorąca itp. Zresztą uważam impresjonizm za poszukiwanie całkowicie nowe, oddalające się bardzo od wszelkich zmechanizowanych sposobów, takich jak fotografia itp.; toteż odsunę się możliwie jak najdalej od wszystkiego, co stwarza iluzję rzeczy, a ponieważ cień stwarza iluzję słońca, doszedłem do wniosku, że trzeba go usunąć. Jeśli w twojej kompozycji cień występuje jako niezbędna forma, to całkiem inna sprawa. Wtedy na miejsce postaci kładziesz tylko cień postaci; jest to oryginalny punkt wyjścia, którego odrębność sam wymyśliłeś. To tak, jak gdyby, zgodnie z wyborem artysty — wyborem przemyślanym —- posadzić na głowie Ateny wronę zamiast papugi. Tak więc, drogi Bernard, kładź cienie, jeżeli uważasz je za pożyteczne lub nie kładź ich, to zupełnie wszystko jedno, jeżeli się szanujesz (nie jako niewolnik cienia). To on jest w pewnym sensie twoim sługą. Wyrażam swoje myśli z grubsza, twoją zaś rzeczą jest czytać między wierszami.

Przesyłam ci pieniądze: 280 fr. na zapłacenie Marii Gloanec, 35 dla Fryderyka, 5 fr. na wysyłkę obrazów, 5 fr. żebyście obaj wypili za moje zdrowie.

Sądzę, że na drodze przygotowanej przez van Gogha każdy utalentowany artysta z naszej grupy może dać sobie radę; idź więc tylko prosto przed siebie. Mówiłem o tobie z żuawem i sądzę, że mógłbyś z łatwością żyć w Afryce z dużym pożytkiem dla swej sztuki. Jeśli się nie zdecydujesz i gdybyś mógł przyjechać tutaj, nie będzie ci zbyt trudno się utrzymać. Zastanawiałem się nad sprawami pieniężnymi; możemy się urządzić tanio, robiąc to, co ja będę robił od jutra (gotować w domu).

To zabawne, Vincent uważa, że tu trzeba robić Daumiera, ja sądzę przeciwnie — trzeba robić barwnego Puvisa pomieszanego z Japończykami. Kobiety tutejsze mają eleganckie nakrycia głowy, piękną grecką urodę. Ich szale, układające się w fałdy jak na obrazach prymitywów, tworzą, powtarzam, greckie orszaki. Każda dziewczyna przechodząca ulicą jest damą i ma wygląd równie dziewiczy, jak Junona. Zresztą trzeba to zobaczyć. W każdym razie jest tu źródło pięknego — nowoczesnego stylu.

Uścisk ręki dla was obu, bądź w przyjaźni z Lavalem, to piękna i szlachetna natura mimo wad ujawniających się w chwili, kiedy dochodzi w nim do głosu gbur; wiesz, że wszyscy mamy wady, ty też masz okropne. Trzeba się zmusić, by znosić ich wszystkich i dojść do tego, byśmy się wszyscy trzymali za ręce.

Paul Gauguin

 

 

[Arles, grudzień 1888]

Mój drogi Bernard,

dziękuję za list i za kupno farb. Nie mówisz mi, czy Tanguy nie uważa się za poszkodowanego po otrzymaniu obrazu, który mu przekazałeś. W każdym razie przesłane towary trzeba zapłacić gotówką i van Gogh ma na ten cel pieniądze do twojej dyspozycji. Czy nie mogłeś przesłać ramy do obrazu formatu „50″?

Cieszę się, że byłeś u poczciwego Schuffeneckera; nic mi nie mówisz, czy robi postępy? Jest w tej chwili zrozpaczony, że „Revue Indépendante” nie chce go wystawiać wtedy, kiedy przyjmuje Dubois-Pilleta, Lucea itp.

Czuję się bardzo obco w Arles, tak bardzo wszystko wydaje mi się małe, nędzne — pejzaż i ludzie. Vincent i ja zgadzamy się w ogóle w niewielu sprawach, zwłaszcza w malarstwie. On podziwia Daumiera, Daubignyego, Ziema i wielkiego Rous­seau — wszystkich ich nie znoszę. I przeciwnie, nienawidzi Ingresa, Rafaela, Degasa — wszystkich, których uwielbiam; odpowiadam: Brigadier, vous avez raison, żeby mieć spokój. On bardzo lubi moje obrazy, ale wtedy, kiedy je robię, zawsze uważa, że nie mam racji w tym lub owym. On jest romantykiem, ja jestem raczej prymitywem. Jeśli chodzi o kolor, on widzi przypadkowe impasty, jak u Monticelliego, a ja nienawidzę fakturalnych kombinacji itp.

Bardzo kłopotliwa jest dla mnie odpowiedź w sprawie dwu rysunków przechowywanych przez twoją matkę. Nie są moją własnością, lecz van Gogha, który przesłał mi tego lata 50 fr. za rysunek. Trzeba więc mu je oddać. Nie pojmuję, jak twoja matka mogła zrozumieć jako prezent prośbę o załatwienie sprawy, której się podjęła. Nie chciałbym uchodzić za skąpca i oto co proponuję: u Goupila jest mały matowy dzbanek z dekoracją z ptakiem i niebiesko-zielonym tłem. Weź go w moim imieniu; jeśli pokażesz mój list van Goghowi, da ci go. Daruję go Made­leine.

Milczenie jest na porządku dziennym, ale mam nadzieję, że kładąc kwiaty w dzbanek, pomyśli czasem o swoim starszym bracie. To rzecz bardzo surowa, ale wyraża mnie bardziej niż rysunek z małymi dziewczynkami. Nie straci więc na tej zamianie. Dzbanek jest zimny, a przecież jego wnętrze wytrzymało temperaturę 1600 stopni. Przyjrzawszy mu się dobrze, może dałoby się zauważyć odrobinę owego żaru, podobnie jak u jego autora.

Wyrazy głębokiego szacunku dla twojej matki. Serdeczny uścisk dłoni. Vincent zapewnia Cię o swej przyjaźni i prosi mnie o podziękowanie za studium, które przesłałeś mu w zamian.

Paul Gauguin